Bliżej czy dalej od Euro?
Treść
Równo rok temu Franciszek Smuda został selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji Polski. W ciągu 12 miesięcy prowadzona przez niego narodowa drużyna rozegrała 14 meczów, z których wygrała tylko cztery, w tym trzy z ekipami egzotycznymi. Trener sprawdził w boju 53 zawodników, z których aż 22 zadebiutowało w kadrze. Czy przez ten czas drużyna uczyniła krok w stronę Euro 2012, do którego przecież się przygotowuje? Można mieć wątpliwości.
Gdy Smuda został trenerem, cieszyli się niemal wszyscy. Kibice, bo jawił się im jako człowiek z charyzmą, bezkompromisowy, działacze, bo - jako powszechnie akceptowany - miał uspokoić nerwowy klimat wokół PZPN itd. Zadebiutował 14 listopada meczem z Rumunią, przegranym 0:1. Choć rywal borykał się wówczas z problemami, przyczyny porażki zostały znalezione błyskawicznie. Fatalny stan murawy. Potem przyszła wygrana z Kanadą, nic niewnoszące zwycięstwa nad amatorami z Tajlandii i Singapuru oraz jedyne wartościowe - z Bułgarią 2:0. Ten dzień, 3 marca, wspominaliśmy później często, bo był to... ostatni, jak na razie, triumf zespołu pod wodzą Smudy. Przez kolejne ponad siedem miesięcy reprezentacja nie zdołała przechylić szali na swoją stronę, ponosząc w tym czasie m.in. klęski w starciach z Hiszpanią (0:6) i Kamerunem (0:3) oraz remisując z rezerwami Ekwadoru (2:2). Trener, który wcześniej powtarzał, że wynik jest sprawą drugorzędną, zrozumiał, iż atmosfera wokół kadry gęstnieje, a nawet przychylni mu komentatorzy nie zawsze potrafią odnaleźć pozytywy w jego pracy. Nerwy nerwami, ale stres nie usprawiedliwiał kilku wypowiedzi, w których uwagę zwracały nie merytoryczne kwestie wyrażane przez Smudę, ale używany przez niego rynsztokowy język.
Nie za słownictwo trener jest jednak oceniany (choć funkcja reprezentacyjna pełniona przez Smudę niesie ze sobą wymagania pewnych zachowań), tylko za postępy w grze drużyny. Zostawiając zatem na boku mizerne rezultaty, to czy chociaż postawa zespołu dawała jakieś nadzieje i pozwalała na nutkę optymizmu w perspektywie Euro 2012? Może... w trzech meczach: z Serbią (0:0), z Australią (1:2) i z USA (2:2). Szczególnie w tym ostatnim Polacy zaprezentowali się naprawdę dobrze, grając efektownie, z polotem. Poza tym jednak na ich poczynania patrzyło się z trudem. Bezradność na tle Hiszpanów można było próbować usprawiedliwić (choć nie taktyki nakreślonej przez trenera), lecz mizerii zaprezentowanej w starciach z Kamerunem czy Ekwadorem już nie. Przez rok Smuda pracował, testował, tego nie sposób mu odmówić. Sprawdził w boju 53 zawodników (7 bramkarzy, 19 obrońców, 18 pomocników i 9 napastników), w tym 22 debiutantów. Kilka powołań było co najmniej dziwnych (Bartosz Salamon?), ale trzeba przyznać, że selekcjoner nie ma łatwego życia z kadrowymi wyborami. Talentów jakoś brakuje, potencjalni kandydaci do gry w reprezentacji coraz częściej przesiadują na ławkach nie tylko w zespołach zagranicznych, ale i krajowych. Tabuny przeciętnych obcokrajowców, którzy zjeżdżają do naszej ligi, selekcji nie ułatwiają, bo klubowi trenerzy mają do nich słabość. Smuda i jego współpracownicy w ciągu roku obejrzeli 124 mecze ekstraklasy, w wielu pozornie szlagierowych nie pojawił się na boisku żaden ewentualny kadrowicz. Być może dlatego selekcjoner usilnie stara się wynajdować za granicą zdolnych zawodników z polskimi korzeniami i namawiać ich do gry w koszulce z białym orłem. Udało się z Sebastianem Boenischem, teraz trwają rozmowy z Damienem Perquisem. Niewykluczone, że powołanie (jeśli otrzyma nasz paszport) dostanie w przyszłości Kolumbijczyk Manuel Arboleda. Czy to usprawiedliwione i sensowne, czy świadczące o rozpaczliwej desperacji, można ocenić samemu.
Minął rok i trudno oprzeć się wrażeniu, że jakoś nie zbliżył nas do Euro. Wiemy, że podczas mistrzostw liderem zespołu będzie Jakub Błaszczykowski, że w ataku rywali postraszy Robert Lewandowski, a za kreowanie gry będą odpowiedzialni Ludovic Obraniak i Rafał Murawski. Trzonu drużyny wciąż jednak nie ma, bo jeśli przyjąć zasadę, że powinno się ją budować od tyłu, czyli defensywy, to trzeba bić na alarm. Zdolnych, pewnych obrońców u nas bowiem brakuje, wszystko wskazuje na to, że musimy liczyć na formę (i zdrowie) 34-letniego obecnie Michała Żewłakowa, który choć popełnia coraz więcej błędów, to i tak jest liderem tej formacji.
Reprezentacja Polski zajmuje obecnie 69. miejsce w rankingu FIFA. Tak nisko nie była notowana jeszcze nigdy.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-10-29
Autor: jc