Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kasa wypłaci?

Treść

Poprzedni burmistrz Rabki-Zdroju Antoni Rapacz nie dość, że nie wykorzystał urlopu za ostatnie cztery lata urzędowania, to na dodatek wyjeżdżał na część delegacji bez akceptacji przewodniczącego Rady Miasta. Jedną z nich, kilkudniowy wyjazd do Rzymu, zakwestionowało nawet RIO. - Pan Rapacz ma niewykorzystane 81 dni urlopu - wyjaśniała burmistrz Ewa Przybyło. Dodała, że równocześnie często był on jednak nieobecny w Urzędzie Miasta. Bywał bowiem na delegacjach średnio 15 razy w ciągu miesiąca. - Wyrywkowo sprawdziłam piętnaście takich delegacji, siedem z nich nie miało podpisu przewodniczącego rady, a więc jego zgody na wyjazd. Burmistrz dodała, że dotarła też do wytycznych pokontrolnych RIO, gdzie wyraźnie stwierdzono, że były burmistrz i skarbnik popełnili uchybienie, nie przestrzegając w tym względzie przepisów prawnych. On bowiem wyjeżdżał bez akceptacji przewodniczącego, a ona pomimo to wypłacała mu koszty delegacji... Uwaga pokontrolna RIO z marca 2005 roku dotyczyła szczególnie kilkudniowej podróży zagranicznej do Rzymu. Burmistrz wyjaśniła, że co prawda nikt nie kwestionuje tego, że burmistrz jest niezależny, to jednak zgodnie z kodeksem pracy podlega on radzie. - Delegacji na wyjazdy zagraniczne nigdy burmistrzowi nie podpisywałem, bo te raczej - moim zdaniem - powinien pokrywać sobie z prywatnych pieniędzy. To były zbyt duże kwoty, jak na to by obciążać nimi podatnika - wyjaśniał nam wczoraj były przewodniczący Rady Miasta Ryszard Domaradzki. Dodał, że być może część delegacji nie została przez niego rzeczywiście podpisana, jednak to nie wynikało z jego złośliwości. - Raczej nie zostałem o nich poinformowany przez sekretarza miasta. Najprawdopodobniej te delegacje nie zostały mi nawet przedstawione do akceptacji. Sam były burmistrz Antoni Rapacz jest nieco zaskoczony zarzutami. - Miałem tyle pracy, że nie brałem urlopu, nie odpoczywałem, teraz dopadły mnie choroby. Jestem chyba pracoholikiem - wyznaje "Dziennikowi Polskiemu" Antoni Rapacz. - Będąc burmistrzem, wstawałem o 4 rano, czytałem dokumenty, robiłem objazd gminy, o 8 lub 9 godzinie byłem już w urzędzie, do domu wracałem o 21 lub 22 wieczorem. Mam nadzieję, że mój wkład pracy dla gminy doceni pani burmistrz. Antoni Rapacz nie ukrywał, że owszem, sporo wyjeżdżał na delegacje, ale musiał, bo nic samo nie przyszłoby do gminy. Trudno układała mu się jednak współpraca z opozycyjną radą i jej przewodniczącym. Dodał, że ze swej strony nie odpowiada on jednak za wykryte uchybienia, bo za delegacje był zawsze odpowiedzialny wydział organizacyjny, którego zadaniem było ich uzgadnianie z przewodniczącym rady. Zapewnił, że jednak według jego informacji to sekretarz miasta wraz z prawnikiem znalazła interpretację prawną, z której wynikało, że nie ma wymogu, aby delegacje burmistrza podpisywał przewodniczący rady. - Ja nigdy nie zajmowałem się delegacjami, robił to wydział organizacyjny i wydział finansowy - stwierdził Antoni Rapacz. - Wyjaśnienie dotyczące delegacji pochodziło z gazety samorządowej "Wspólnota", była to interpretacja prawnika, który twierdził, że burmistrz może sam decydować o swych wyjazdach - wyjaśniła sekretarz Maria Daszkiewicz. Teraz burmistrz Ewa Przybyło nakazała sprawdzenie wszystkich delegacji swego poprzednika. Zorientowania się, czy były podstawy prawne do ich rozliczenia. Jej zdaniem bowiem, jeśli wyjazdy były całodobowe, a delegacje niepodpisane przez przewodniczącego rady, to można je traktować jako nieusprawiedliwione nieobecności w pracy. W takiej zaś sytuacji burmistrz powinien zwrócić za te dni otrzymane wynagrodzenie... - Teraz czekam na wynik kompleksowej kontroli, potem zgromadzone materiały przekażę do zbadania do nadzoru prawnego wojewody - mówi burmistrz. Mirosław Chrapusta, dyrektor nadzoru prawnego wojewody, wyjaśniał, że sprawa delegacji jest bardzo skomplikowana. Do tej pory nie zostały scalone przepisy ustrojowe dotyczące rady i burmistrza. Dlatego każdą delegację w tym przypadku należy zbadać osobno, poznając okoliczności jej niepodpisania. - Tu należy kierować się zdrowym rozsądkiem. Wyjaśnił, że co prawda wszelkie czynności związane z prawem pracy względem burmistrza wykonuje rada, jednak czasem ze względów politycznych ta współpraca jest bardzo trudna. Burmistrz musi jechać w ważnej sprawie, a delegacji nie podpisuje mu przewodniczący. Ważne jest więc przeanalizowanie, czy wyjazdy były oczywiste pod względem merytorycznym. (BES), "Dziennik Polski" 2007-02-02 Fot. Beata Szkaradzińska

Autor: ea