Krzyże dla sybiraków z Podhala
Treść
Rozmowa z Krystyną Wilczyńską, prezes zakopiańskiego Oddziału Związku Sybiraków - 17 września mija 67. rocznica inwazji wojsk radzieckich na Polskę. Jej wynikiem były masowe deportacje na Syberię. Jak wspomina Pani tamten dzień? - To 67. rocznica uderzenia w plecy, jakie zadała Polakom mieszkającym na Wschodzie armia radziecka. Sowieci na początku aresztowali tych, których się bali, albo tych, którzy mieli niewygodną przeszłość - oficerów rezerwy czy wojsk ochrony pogranicza. Mój ojciec był obszarnikiem, oficerem armii carskiej, a później Legionów. To wystarczyło, żeby go aresztować i wywieźć w głąb Rosji. Masowe deportacje rozpoczęły się dopiero w 1940 roku. 10 lutego wywieziono osoby i rodziny zagrażające w jakimś stopniu bezpieczeństwu wojsk radzieckich. Były to rodziny policjantów, leśników, gajowych. Sowieci już wtedy bali się partyzantki. 13 kwietnia deportowano przeważnie przedstawicieli inteligencji - nauczycieli, lekarzy, właścicieli ziemskich oraz oficerów. Były też jednak wywózki rodzin wiejskich, które w niczym nie zagrażały agresorom. Zresztą większość z tych, którzy przetrwali Syberię, to właśnie mieszkańcy wsi, odznaczający się większą odpornością fizyczną i psychiczną. Masowe deportacje miały także miejsce w czerwcu 1941 roku, tuż przed wybuchem wojny radziecko-niemieckiej. - Opisy tych wywózek są często przerażające... - To, czego doświadczyli deportowani, trudno opisać. Ja sama trafiłam na Syberię w wieku ośmiu lat i wyszłam z armią Andersa. Wśród zesłańców panowała nieprawdopodobna umieralność, dziesiątkowały ich ciężkie choroby. Ludzie umierali już w transportach, w wagonach kolejowych, które nie były otwierane przez kilka tygodni. Wiele ciał było po prostu wyrzucanych z pędzących wagonów, więc nie mają grobów. - Czy sybiracy doczekali się jakiejkolwiek rekompensaty za tę gehennę? - Nie doczekaliśmy się dotąd żadnego zadośćuczynienia i nie mam złudzeń, że kiedykolwiek się doczekamy. Od siedemnastu lat Zarząd Główny Związku Sybiraków stara się o jakąś rekompensatę, chociażby za pracę niewolniczą w łagrach i kołchozach. Niestety, do tej pory nie ma w tej kwestii żadnego porozumienia z władzami rosyjskimi. Zresztą teraz prawie nie ma już tych, którzy pracowali na Syberii. Żyją głównie osoby, które trafiły tam jako małe dzieci albo się tam urodziły. - Wiele osób zostawiło na Wschodzie swoje majątki... - Tak, zresztą dotyczy to nie tylko sybiraków, ale także repatriantów, którzy zmuszeni byli uciekać z kresów. Od wielu lat te osoby starają się o odszkodowania za mienie zabużańskie, ale prawdopodobnie też nic z tego nie wyjdzie. Po pierwsze, nie ma na to funduszy, a po drugie, wielu osobom to się po prostu nie kalkuluje. Dostaje się tylko 20 procent wartości majątku, a trzeba ponieść koszty ekspertyzy rzeczoznawcy, zapłacić podatek i wcześniej przeprowadzić postępowanie spadkowe. Nie mówiąc już o tym, że osoby przesiedlone muszą udowodnić, że miały wówczas obywatelstwo polskie. Tam, gdzie ja się urodziłam, jest dzisiaj Białoruś - przecież nigdy takiego zaświadczenia nie zdobędę. - Kiedy powstał zakopiański oddział Związku Sybiraków? - Został założony w 1989 roku przez garstkę sybiraków, a pierwszym prezesem był Józef Kulon. W ciągu kilku lat liczba członków wzrosła do ponad stu osób - w najlepszym momencie było nas 118. Członkami naszego oddziału są osoby z Zakopanego, Nowego Targu, Rabki, Szczawnicy, Jordanowa i Suchej Beskidzkiej, ale także z Przemyśla, Częstochowy, Nowego Sącza czy Płotów pod Szczecinem. Dzieje się tak dlatego, że mieszkające w Zakopanem osoby zapisują do nas wszystkie swoje dzieci, rozsiane po całej Polsce. W tej chwili nasz oddział liczy 68 członków. Są wśród nich jednak także wdowy i wdowcy po zesłańcach oraz ich dzieci. Traktujemy ich wszystkich jako sympatyków. Wśród naszych sybiraków nie ma osób, które się tutaj urodziły - wszystkie przywiały na Podhale powojenne losy. W historii oddziału był tylko jeden rodowity zakopianczyk - Józef Łuszczek, który pojechał w Tarnopolskie do pracy i stamtąd go wywieziono. - Ilu członków zakopiańskiego oddziału otrzymało dotąd Krzyż Zesłańców Sybiru? - Krzyże dostało dotąd 53 członków naszego oddziału. W niedzielę otrzyma je ostatnia ósemka: Teresa Kracik, Andrzej Kwiatkowski, Nadia Łotocka, Aniela Łabunowicz, Weronika Maraszewska, Jerzy Twardowski, Krystyna Jaborska i Wojciech Tokarczyk. To małolaty, jak ja ich nazywam, czyli osoby wywiezione po wojnie albo urodzone na Syberii. Uroczystość rozpocznie się w niedzielę, o godzinie 12, w sali obrad zakopianskiego Urzędu Miasta. Wcześniej, o godzinie 10 w Starym Kościółku przy ul. Kościeliskiej odprawiona zostanie msza święta, a później złożymy wiązanki i zapalimy znicze na symbolicznej mogile sybiraków na Pęksowym Brzyzku oraz pod pamiątkową tablicą na ścianie kościoła Najświętszej Rodziny. Rozmawiał: MICHAł M. KOWALSKI, "Dziennik Polski", 2006-09-15
Autor: ea