Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nikifor i Sutor

Treść

Na wernisażu w ET, od lewej - Zbigniew Wolanin z Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu, Wendelin Haber - przewodniczący Rady ET, Antoni Nowak - dyrektor biura ET, Milan Nevlaza - samorządowiec z Kieżmarku, dr Ivan Horsky - konsul generalny Republiki Słowackiej w Krakowie Dużo się już - artystycznie, wydawniczo, koncertowo, konferencyjnie - działo w ramach realizowanego przez Euroregion "Tatry" cyklu Spotkanie siedmiu kultur pogranicza polsko-słowackiego "Od Ladislava Mednyanszkeho do Jana Kantego Pawluśkiewicza". Tym razem jednak w nowotarskiej siedzibie ET doszło do spotkania (pośmiertnego) dwóch osobowości trochę nie z tego świata, choć tak mocno wrośniętych w lokalny pejzaż. Nikifor Krynicki i Edward Sutor z Nowego Targu to dla racjonalnego świata dwaj odmieńcy, w trochę ograniczonej komunikacji z otoczeniem, posłuszni jedynie wewnętrznemu przymusowi tworzenia. To nieuczeni, samorodni artyści, których określa się mianem naiwnych, choć przestrzenie ich wyobraźni nigdy nie będą dostępne, choć same dzieła można interpretować na wiele sposobów. Jeden z nich doczekał się w swojej Krynicy muzeum, drugi - choć Muzeum Podhalańskie ma w zbiorach wiele jego prac nabytych kiedyś przez Urząd Miasta - wciąż pozostaje niepoznany, bez stałej ekspozycji. Dwóch odmieńców z polsko-słowackiego pogranicza łączy i to, że dzięki staraniom ich odkrywców, koneserów, pasjonatów, innych artystów - krynickie obrazki i tajemnicze rzeźby urodzone w Nowym Targu weszły w krwiobieg światowej sztuki. Teraz dwaj wielcy samorodni, Łemko i nowotarżanin, spotkali się w jednym miejscu - za sprawą placówek muzealnych: Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu i Muzeum Podhalańskiego w Nowym Targu) które użyczyły swoich zbiorów. Część eksponowanych dzieł pochodzi też z prywatnych kolekcji. Że wystawa wywiera tak duże wrażenie - jest też zasługą aranżujących tę ekspozycję Macieja Kudasika i Janusza Magiery. Bajkowe nieco, w intrygujących kolorach malowane kredką i farbką pejzaże Podbeskidzia, prospekty ulic, wizerunki budowli na Nikiforowych obrazkach mają za tło jasną szarość plansz. Sutorowe rzeźby natomiast obsiadły stożkowatą konstrukcję z gałęzi, zawisły na płóciennej kotarze jak w powietrzu - bo też niektóre mają skrzydła. Ich stwórca i zarazem reżyser dramatów, jakie rozgrywały się z udziałem tych stworzeń - za życia bowiem tak je sadowił - na gałęziach, na płocie, w trawie, w piwnicy. O ile jednak twórczość ulicznego malarza z Krynicy, "fotografa" pejzażu, portrecisty świętych, twórcy ponoć kilkudziesięciu tysięcy obrazków jest możliwie w pełni udokumentowana (włącznie z inspiracjami wychodzącymi od jego sztuki), była też tematem dzieł filmowych, tak fryzjer z Nowego Targu - wywieziony w 1940 r. do Niemiec i od tej pory naznaczony pęknięciem w psychice - mimo wystaw, które objechały Kraków, Warszawę, Baltimore, mimo filmowych i teatralnych impresji o jego sztuce, zostaje kimś nieodgadnionym. Tym bardziej że przez jego drewniane i kamienne rzeźby - okrutne, zmysłowe, prześmiewcze, czasem gniewne, kaleczone, przemalowywane, zakopywane - jakby przemówiły archetypy ludzkości. Czasem inkaskie, czasem semickie rysy twarzy, kształty głów - można uznać za reminiscencje z innych obszarów kulturowych, choć zwożący na taczkach kawały drewna z Gorców i kamień znad Dunajca rzeźbiarz z placu Słowackiego nigdy ich nie poznał. (ASZ) "Dziennik Polski" 11.07.07

Autor: aw