Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Podhale jest łagodnym splotem wielości kultur

Treść

Rozmowa z JANEM KANTYM PAWLUŚKIEWICZEM - Pańskim patronem jest święty z Kęt. - Tak, Jan Kanty - w odróżnieniu od Jana Chrzciciela - jest patronem studentów UJ. Nie był moim patronem od początku, Kantego dodałem sobie samowolnie i bezprawnie, aczkolwiek mam na to papiery. Jan Kanty nieźle brzmi i wyróżnia, początkowo mnie postarzało, a teraz ugruntowuje. - Drugie imię jest częściej używane. - Zawsze tak było. Z jednej strony spełniało moje nieco snobistyczne i pretensjonalne zapatrywania, z drugiej było uciążliwe, bo w radiu i telewizji, szczególnie w Warszawie, nie chciano mi tych marnych pieniędzy wypłacać, bo mawiano: "Pan jest Jan, a nie Jan Kanty". - W przeddzień finałowego koncertu "Spotkań siedmiu kultur pogranicza polsko-słowackiego..." na zamku w Niedzicy pani Anna Burzyńska określiła Pana artystą totalnym. Co to znaczy w Pańskim tłumaczeniu? - Nie bardzo mi to będzie szło, bo pani prof. Anna Burzyńska, świetnie przygotowana erudycyjnie i źródłowo, dostrzegła w mojej działalności rzeczy na różnych polach. Rzeczywiście zajmuję się muzyką, z tego żyję, natomiast moje wykształcenie architektoniczne z kolei, po opanowaniu technik rysunkowych, umożliwia uprawianie malarstwa. Architektura dała mi umiejętność posługiwania się rysunkiem, kolorem, kreską itd. Dla dobra płodozmianu mam zaszczyt czytać poezje w salonie Anny Dymnej, czasem występuję jako fordanser. - Architektura jest bliska muzyce? - W jakimś stopniu tak, sama architektura nie potrzebuje muzyki, aczkolwiek, niedaleko szukając, nasz wielki artysta Władysław Hasior zaprojektował pomnik, w którego jednej części jest rodzaj organów wietrznych, więc architektura sama w sobie nie, ale muzyka potrzebuje architektury niezależnie czy jest w plenerze, pięknych wnętrzach sakralnych, filharmoniach. Projektując architekturę należy oprócz funkcji spełnić jeszcze oczekiwania takie jak forma, konstrukcja, jednym słowem - całość. Podobnie w dużych formach muzycznych funkcja jest jednym z elementów niezbędnych, to jest rodzaj projektowania, tak jak działa na nas elewacja Santa Maria del Fiore czy Santa Maria della Croce, czy kościół Mariacki, to są te dumne frontony, które działają na wyobraźnię. Także sylweta zamku w Niedzicy, która pokazuje się fantastycznie już z kilku kilometrów, emanuje i świadczy o szlachetnym zagospodarowaniu pejzażu. W muzyce podobnie: duże formy też mają elementy, które są ciszą, są małą dynamiką, i elementy pełne bulgotu i czasem niestosownego hałasu. - W Pańskiej twórczości dominuje muzyka, ale i gel-art (grafika wykonywana metodą atramentowo-pyłkową) zajmuje sporo miejsca. - Gel-artem zajmuję się nie tak długo, raptem osiem lat. Rysunek pomaga mi w muzyce, przy jego pomocy można ogarnąć kompozycję i z grubsza określić jej momenty dynamiczne, dramaturgiczne; można, jak ktoś umie rysować. - Jak Pan wytłumaczy cykl grafik Podhale de Paris? - To bardzo proste, aczkolwiek rzeczywiście brzmi pretensjonalnie, ale przyzna pan, że ładnie? Szkice do tego krótkiego cyklu trzech obrazków zrobiłem na Podhalu, ściślej - panu pierwszemu mówię - w miejscowości Frydman: to są te cudowne pola, które jesienią zachwyciły mnie. Z balkonu pensjonatu kilka godzin robiłem szkice do tych obrazków. Natomiast późną jesienią trzeba było jechać do Paryża, zabrałem z sobą rysunki i tam je kończyłem. - Ma Pan korzenie podhalańskie. Czy w Pańskiej twórczości można doszukiwać się źródeł podhalańskich? - Jestem góral z pnioka, jak to się mówi, moja rodzina jest mocno zakorzeniona na Podhalu, natomiast o tym najtrudniej mi mówić, dlatego, że to jest w środku. Człowiek nie ucieknie od tego, a też ucieczka byłaby destrukcyjna. Trzeba tej ziemi podhalańskiej się odwdzięczyć, "Nieszpory Ludźmierskie" są takim podziękowaniem za to, ze stąd się wziąłem. - W Pańskiej twórczości aż tyle spotyka się wpływów siedmiu kultur pogranicza polsko-słowackiego? - Myślę, że w znacznym stopniu tak, to są świadome ślady, dlatego, że przez całe lata komponując muzykę do spektakli teatralnych, telewizyjnych, filmów, różnych przedsięwzięć muzycznych miałem do czynienia z literaturą, która dotyczyła autorów żydowskich, słowackich, niemieckich, węgierskich, rosyjskich; zapoznanie się z tą literaturą było konieczne, żeby spełnić oczekiwania. Podhale jest takim zwornikiem, ja bym powiedział - łagodnym splotem wielości kultur, które sobie tu spokojnie siedzi i odpoczywa bez żadnych napięć, bez agresji. - I nikogo to nie razi. - Nikogo nie razi i daje ten cudowny nastrój, te fantastyczne fluidy. Są to rzeczy, które potem w psychice zapadają. Żeby rzetelnie komponować, trzeba w sobie poszukiwać rzeczy poukrywane, bo one na co dzień są czymś przymulone. - Dużo w Pańskiej twórczości muzyki filmowej, ale jej się nie komponuje tak ad hoc, tylko do fabuły. - Najgorzej to rozmawiać o muzyce z reżyserami, którzy są nie bardzo jej pewni i mają dużo pomysłów - najczęściej do kitu. Fantastycznym gościem jest Tomek Zygadło, z nim była rozkosz rozmowy, bo to kompetentny erudyta muzyczny; na szczęście nie miał pomysłów muzycznych, dlatego myśleliśmy o rodzaju emocji poprzez kolor, scenę. Wyznaczamy sobie jak to ma być, potem łączymy kolory czerwony z niebieskim, niebieski z fioletowym i z tego on robi partyturę, wtedy można określić, o jaki rodzaj emocji chodzi. - Zawężając temat muzyki filmowej: jak w takim razie Pan się znajduje w krótkim metrażu? - Krótki metraż to jest fantazja i do tego bardzo trudna. Tomek Zygadło na początku swojej reżyserskiej ścieżki filmowej zrobił film krótkometrażowy bez słowa tekstu, tylko z efektami, natomiast całą dramaturgię miała budować muzyka. To było takie paradne zamówienie... A potem Kraków, Łódź; byłem jakiś czas modnym gościem w krótkim metrażu. - Co w swej twórczości muzycznej najbardziej Pan sobie ceni, wyróżnia? - Nie należy się specjalnie przejmować. Jeśli się zrobi coś i przy tym paprze przez wiele miesięcy, lata całe i wszystko psu na buty, to nie należy się przejmować. Natomiast jeśli się zrobi coś w krótszym czasie i okazuje się, że się podoba, ludzie chwalą, to też się nie przejmować. Jeśli jest możliwość - nie przywiązywać się, nie pielęgnować swojego ogródka zbyt serio. Dlatego, że na dłuższy czas powoduje to znużenie i chcąc nie chcąc być może twórca - przepraszam za to pogańskie powiedzenie - ale staje się takim "przepoci to kopyto". Jemu to kopyto może być niezgorsze, tylko że przepocone, ale w entourage'u Podhalan te słowa są właściwe. Jeśli jest możliwość to należy nieustannie szukać, nie oglądać się za siebie, stale iść do przodu, niczym się nie przejmować - na ile to możliwe. - Kończąc tym przesłaniem rozmowę - co się artyście mówi na koniec? - Na zdrowie! Rozmawiał: RYSZARD M. REMISZEWSKI "Dziennik Polski" 06.07.07

Autor: aw