Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przekaźnik obok historycznego krzyża?

Treść

Mieszkańcy Działu Sołtysiańskiego w Orawce protestują przeciwko budowie na tym wzniesieniu, tuż w pobliżu pamiątkowego krzyża przekaźnika telefonii komórkowej. - Nie jesteśmy przeciwni postępowi, ale na terenie Orawki jest wiele innych wzniesień, na których może on stanąć, a to akurat miejsce ma znaczenie historyczne - mówią protestujący.



Mają oni wiele zastrzeżeń co do lokalizacji obiektu. Obawiają się między innymi także o swoje zdrowie. Przede wszystkim podkreślają jednak, że od ponad 350 lat na tym jedynym niezalesionym wzniesieniu w wiosce stoi krzyż. To pamiątka. Kiedyś miał być tam wybudowany kościół. Ostatecznie nie stanął, bo jak głosi legenda... w ciągu jednej nocy zgromadzony materiał budowlany został przeniesiony poniżej. Powstał z niego słynny kościół pw. Świętego Jana Chrzciciela, nazywany perłą orawskiej architektury drewnianej. Mieszkańcy wspominają też inną historię. W połowie lat 70. poprzedni krzyż runął uderzony piorunem. W tym czasie wioskę wizytował ówczesny ks. kard. Karol Wojtyła. Od razu zwrócił on uwagę nowemu proboszczowi, który nie wiedział nic o pamiątce... Zaraz potem został postawiony kolejny krzyż. To on góruje teraz nad wioską.

Mieszkańcy mają jednak i inne argumenty. Obawiają się o środowisko naturalne, które chcą chronić dla kolejnych pokoleń. Uważają też, że mierzący aż 42 metry przekaźnik stojący w odległości zaledwie 45 - 50 metrów od krzyża tuż nad zabytkowym kościołem negatywnie wpłynie na krajobraz i zniekształci piękną panoramę. A to w końcu przy kościółku zatrzymują się liczne wycieczki, nie wyłączając i tych zagranicznych. - Każdy, kto stanie pod kościołem od razu zwróci uwagę na wielki przekaźnik, będzie on zresztą widoczny niemalże z każdego miejsca naszej wioski.

A wszystko zaczęło się przed rokiem w marcu. - Otrzymaliśmy pismo z Urzędu Gminy, że na naszej roli stanie maszt. Udaliśmy się do gminy. Urzędnik powiedział nam jednak, aby na razie nie protestować, bo jeszcze nie można - wyjaśnia Józef Spytkowski, lider protestujących. Dodaje, że potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. - Otrzymaliśmy pismo z sanepidu, że wszystko jest zgodne z prawem. Potem kolejne, tym razem z Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie, potwierdzające, że przekaźnik może stanąć... Na koniec z Urzędu Gminy, że została wydana pozytywna decyzja o uwarunkowaniach środowiskowych. Gdy otrzymaliśmy to pismo od wójta, natychmiast złożyliśmy protest do SKO. Niestety, otrzymaliśmy odpowiedź, że, jeśli chodzi o uwarunkowania środowiskowe, nie ma przeciwwskazań, a nasze inne zarzuty są... niemerytoryczne. Protestujący argumentowali bowiem, że ich przekaźnik ma stanąć zbyt blisko domów. Niestety, odległość od nich wynosi ok. 100 metrów, a prawo dopuszcza nieco ponad 20 metrów. Podnosili argument dotyczący krzyża i zaburzania piękna krajobrazu. Jak nam wyjaśniali, mają też i inne obawy. Co prawda teraz teren ten jest niebudowlany, jednak gdyby stanął przekaźnik, na pewno potem nikt nie mógłby już tam nic wybudować.

Mieszkańcy Działu Sołtysiańskiego jednak się nie poddali - od decyzji SKO odwołali się do WSA w Krakowie. Niestety, była to decyzja ostateczna. - Gdyby Urząd Gminy chciał nam pomóc, nie wydawałby zgody środowiskowej ani tej drugiej na przejście z kablem prądu po gminnych działkach - podkreślają wspólnie lider protestujących Józef Spytkowski, radny Andrzej Polaczek i sołtys Józef Kwaśnica. Dodają, że sprawy jednak nie zostawili. W lutym udali się do wójta Antoniego Karlaka. Chcieli, aby udzielił im pomocy przy zablokowaniu budowy. W starostwie zostało bowiem wszczęte postępowanie o wydanie pozwolenia na budowę przekaźnika. Niestety, procedury nie udało się zatrzymać. Trzy tygodnie temu starostwo wydało pozwolenie budowlane. Zaraz potem protestujący zaskarżyli je do wojewody. Czekają na odpowiedź.

Wójt Antoni Karlak wyjaśnia, że niedawno na jego prośbę odbyło się zebranie wiejskie. Dodaje, że wyjaśnił na nim, że jeśli jest taka wola ludu, to cofnie on pozwolenia na przejście z kablem elektrycznym drogą gminną. - Już to nawet zrobiłem - mówi wójt. - Niedawno spotkaliśmy się z kolei wspólnie z wykonawcą w Urzędzie Gminy i przedstawiliśmy mu inną lokalizację dla przekaźnika, tuż naprzeciwko tego wzniesienia. Teraz czekamy na decyzję w tej sprawie. Wójt Karlak dodaje, że uszanuje wolę mieszkańców.

(BES), "Dziennik Polski" 2007-04-17

Autor: ea