Przełamał kryzys
Treść
Rozmowa z królem strzelców piłkarskiej podhalańskiej A klasy Łukaszem Ślusarkiem - To był bardzo udany sezon dla Łukasza Ślusarka. Z dorobkiem 22 goli został Pan w końcu królem strzelców podhalańskiej A klasy. Jest Pan zadowolony ze swojej postawy? - Zadowolony jestem, choć pozostaje pewien niedosyt, że nie udało się awansować z Szarotką do szóstej ligi. Co do swojej postawy, to mogę powiedzieć, że mogło być jeszcze lepiej, niestety w końcówce sezonu nabawiłem się kontuzji kostki. - Co było powodem słabszej postawy Szarotki w rundzie wiosennej? - Myślę, że nie przepracowana należycie przerwa zimowa. Wiadomo A klasa jest ligą w pełni amatorską i czasem trudno jest pogodzić pracę z treningami. To sprawiło, że na początku wiosny nie mogliśmy złapać rytmu. Takie drużyny jak Poroniec, Wierchy czy Lubań wykorzystały naszą słabszą postawę i uciekły nam. - Przez większość sezonu wydawało się, że nie zdoła Pan wywalczyć korony króla strzelców. Szczególnie końcówka rundy jesiennej i początek wiosennej nie były najlepsze. - Zgadza się. Odblokowałem się dopiero w starciu z Dunajcem Ostrowsko, w którym pięć razy wpisałem się na listę strzelców. Dla mnie jednak statystyki nie są najważniejsze. Chciałbym, żeby wreszcie w Nowym Targu była wyższa liga. - Czy te 5 bramek w meczu z Dunajcem to Pana rekord w karierze? - Nie. W zeszłym sezonie w starciu z Trzema Koronami trafiłem aż siedmiokrotnie do bramki rywala. W lidze juniorskiej z kolei parę razy udawało mi się strzelić w jednym meczu pięć lub sześć bramek. - Tak udany sezon zaowocował ofertami z innych klubów. Jako pierwsza zgłosiła się po Pana Sandecja Nowy Sącz. - Z propozycją gry w Sandecji zadzwonił do mnie szkoleniowiec Skawianina Skawa, który polecił mnie trenerom sądeckiej drużyny. Spytał, czy nie chciałbym spróbować swych sił w tym zespole. Zgodziłem się bez większego zastanowienia i pojechałem na trening. Wspólnie z dziesięcioma innymi testowanymi zawodnikami uczestniczyłem w zajęciach. Treningi były bardzo urozmaicone. Niestety, w sparingu już w pierwszej minucie pobytu na boisku odnowiła się kontuzja kostki. Teraz jestem w trackie leczenia. Czekają mnie dwa tygodnie rozłąki z piłką. Niestety, to też oznacza, że jak na razie z mojej gry w Sandecji nic nie wyjdzie. - Ma Pan już 22 lata. To chyba już ostatni moment, aby osiągnąć coś w futbolu. Wierzy Pan, że zagra jeszcze kiedyś w wyższej niż klasa A lidze? - Oczywiście, że wierzę. Jeżeli nie w innym klubie, to mam nadzieję, że w końcu z Szarotką osiągniemy w przyszłym sezonie długo oczekiwany cel, jakim jest awans do wyższej ligi. - Jak w ogóle zaczęła się Pana przygoda z piłką nożną? - Treningi rozpocząłem w wieku 10 lat w parafialnym klubie sportowym Halny, gdzie grałem pod okiem trenera Mirosława Bajerskiego. Po dwóch latach zapisałem się do Podhala Nowy Targ i w nim grałem we wszystkich młodzieżowych kategoriach. Potem związałem się z Szarotką. W międzyczasie zaliczyłem roczny występ w czwartoligowym wówczas Huraganie Waksmund. - Podczas gry w IV lidze był Pan wyróżniającym się zawodnikiem w barwach Huraganu. Czy wówczas pojawiły się jakieś oferty? Jak wspomina Pan grę w Huraganie. - To były bardzo fajny sezon. Mile wspominam występy w Huraganie. W drużynie panowała doskonała atmosfera. Dla mnie gra w czwartej lidze była dużym przeskokiem. Wcześniej bowiem występowałem w lidze juniorów. Z każdym spotkaniem czułem się pewniej. Szkoda, że to wszystko się rozpadło. Co do propozycji, to kiedyś mówiło się, że zainteresowani są mną działacze Ruchu Chorzów, ale do rozmów nigdy nie doszło. Także Lubań Maniowy złożył mi propozycję gry. - Ma Pan jakiś wzór piłkarza? - Każdy, kto gra w piłkę nożną, na kimś się wzoruje. Mnie osobiście podoba się gra Ronaldinho. Rozmawiał: MACIEJ ZUBEK "Dziennik Polski" 16.07.07
Autor: aw