Stanowiska nie porzucę
Treść
Nurt katolicko-konserwatywny w polityce polskiej musi mieć mocny wyraz - twierdzi marszałek Sejmu. Z marszałkiem Sejmu Markiem Jurkiem rozmawia Artur Kowalski Jakie są te realne problemy Prawa i Sprawiedliwości, których gwarancji rozwiązania nie widzi Pan po rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim? - Prawo i Sprawiedliwość powstało jako wielka partia prawicy, która i w programie, i w swoim składzie reprezentowała pełną gamę dążeń polskiej prawicy: walkę z korupcją, walkę z przestępczością, suwerenną politykę zagraniczną, prawa rodziny, prawo do życia. Prawica w Polsce wygrywa, kiedy potrafi działać jako formacja wielobarwna. Kiedy poszczególne ugrupowania prawicowe zaczynały się dystansować od konkretnych dążeń prawicy, wtedy przychodziły porażki. W szczególności dotyczyło to rozmaitych "centroprawic", które dystansując się od zaangażowania chrześcijańskiego, robiły sobie nadzieję, że dzięki temu powiększą poparcie społeczne. Niestety, Prawo i Sprawiedliwość coraz bardziej zaczęło się stawać reprodukcją dawnego Porozumienia Centrum - pragmatyczną partią wspierania rządu, traktującą jako mało istotne i drugorzędne inne elementy naszego programu. To bardzo mocno wyszło w sprawie np. konstytucyjnych gwarancji ochrony życia czy przy sprawie Ustawy o pornografii. Powstało pytanie o nasz stosunek do ładu chrześcijańskiego. Tak naprawdę tym realnym problemem, który trzeba wyjaśnić, jest szacunek do poszczególnych elementów programu i zdolność do reprezentowania przez Prawo i Sprawiedliwość również środowisk i wyborców o poglądach katolicko-konserwatywnych. Jarosław Kaczyński o tych problemach rozmawiać nie chciał? - Nie chcę streszczać tej rozmowy. W każdym razie nie usłyszałem żadnych przekonujących deklaracji. Premier odrzuca też fakty dotyczące prac nad Konstytucją, takie jak ciągłe polemiki ze strony jego współpracowników, próbę zmiany składu Komisji w sposób niekorzystny dla ochrony życia, wielokrotne wypowiedzi przewodniczącego Kuchcińskiego, że PiS nie ma jeszcze stanowiska. Dla mnie jest to nie do pogodzenia z odpowiedzialnością katolicką. Wywieranie presji przez kierownictwo na niegłosowanie za zmianami artykułu 38 uważam za niedopuszczalne. Można preferować inny projekt, ja też prowadziłem rozmowy wokół ogólnej zgody na art. 30, ale nie można posłów odciągać od głosowania za życiem. To świadczy o poważnym kryzysie moralnym naszej polityki i wymaga przezwyciężenia. Premier nie przyjmuje tych problemów do wiadomości. To, co się zdarzyło wokół głosowania nad zmianą Konstytucji, zdecydowało o tym, że postanowił Pan nie brać udziału w radzie politycznej PiS? - Z rady politycznej zostałem wyproszony, kiedy powiedziałem, że będę przedstawiał swoje działania na rzecz zmian w Konstytucji i ocenę innych działań zmierzających do storpedowania prac konstytucyjnych. Zapowiedziałem, że będzie to spokojne, konstruktywne przemówienie otwierające debatę na temat zmian w naszej polityce. To w żadnym wypadku nie odbyłoby się przed kamerami. Nie wiem, dlaczego koledzy nie mieli prawa wysłuchać tego, co chciałem powiedzieć. Premier bardzo gwałtownie (z poparciem swoich najbliższych współpracowników) nalegał, by na te tematy w ogóle się nie wypowiadać. W tej sytuacji moja milcząca obecność na radzie politycznej albo równie niezrozumiała nieobecność byłyby interpretowane jako akceptacja dla zakazu mówienia o tych sprawach. Dlatego postanowiłem, że trzeba zakomunikować jedną z opcji, którą wcześniej rozważałem: opuszczenie partii w ogóle wobec punktu, do którego doszła. Czy chodziło jednak wyłącznie o możliwość zaprezentowania swojego zdania? - Chodziło o otwarcie rzeczywistego dialogu i refleksji o tym, co w naszej polityce trzeba zmienić. Nie mogę zaakceptować partii, w której nakłania się ludzi, by nie głosowali za prawem do życia, bo nie mógłbym z przekonaniem namawiać wyborców do popierania jej polityki. Może te wydarzenia skłonią kierownictwo partii do refleksji. Czy widzi Pan jeszcze swoje miejsce w Prawie i Sprawiedliwości? - Życzyłbym tej refleksji, ale postawa, którą PiS przyjęło, zmusiła mnie do odejścia. Czy kwestia zmian Konstytucji w dziedzinie ochrony życia w obecnym układzie parlamentarnym jest już niemożliwa? - Nie osiągnęliśmy 67 proc. głosów potrzebnych do zmiany Konstytucji, poparcie przez pół roku spadło z 72 proc. na 60 procent. Sądzę, że przeprowadzenie tych zmian było realne mniej więcej do połowy lutego. Czyli do momentu, kiedy wskutek wniosku o zmiany w składzie komisji konstytucyjnej doszło do gwałtownego sporu publicznego na ten temat. Do tamtej pory sprawa biegła dobrze pod wieloma względami. Potem nastąpiło jej psucie. Będzie Pan próbował jeszcze w jakiś sposób podjąć przeprowadzenie takich zmian w Konstytucji? - Rozważam podjęcie konsultacji w tych sprawach. Ale o tym będzie można mówić dopiero po ich przeprowadzeniu. Działałem na podstawie konsultacji politycznych i dopiero potem wychodziliśmy z projektami. W podobny sposób działałbym ponownie. Bo w sprawach wymagających bardzo szerokiego poparcia trzeba je przygotowywać starannie i bardzo delikatnie, nie nadając im barw partyjnych, dzieląc się przekonaniami z tymi, którzy chcą je przyjąć. Gdzie istnieje możliwość pozyskania niezbędnej większości? - W tej chwili za wcześnie o tym mówić. Trzeba mieć jakieś dane, że część posłów, którzy głosowali przeciw, jest teraz skłonna zmienić zdanie. W tej chwili sprawa jest zamknięta. Są inne, które należy podjąć. Składa Pan legitymację partyjną, ale jednocześnie ciągnie za sobą innych posłów. Polska prawica znowu się dzieli. - Jeżeli Prawo i Sprawiedliwość nie chce dać pola działania politykom o poglądach katolicko-konserwatywnych, to oznacza, że sama wyłącza ten nurt ze swego grona i nie łączy całej prawicy. Obecność dla samej obecności nie ma sensu. Jeżeli wypowiadam się wstrzemięźliwie - o co wielu ludzi ma do mnie żal - to z kilku powodów. Po pierwsze - jestem marszałkiem Sejmu. Po drugie - lepiej unikać podziałów polskiego życia politycznego. Prawo i Sprawiedliwość było dużym osiągnięciem. To była formuła polityczna gwarantująca jedność prawicy. Rzecz w tym, że w kluczowym momencie nie chciała wesprzeć najważniejszego postulatu cywilizacji życia. Zapowiedział Pan rezygnację z funkcji marszałka Sejmu, podkreślając jednak szczególną odpowiedzialność konstytucyjną związaną z funkcją marszałka. To znaczy, że nie zamierza Pan "porzucić" zajmowanego stanowiska? - Stanowiska w żadnym wypadku nie porzucę. Procedura zmiany marszałka zakłada w praktyce natychmiastowy wybór wcześniej zgłoszonego kandydata w miejsce odchodzącego marszałka. PiS z przedstawieniem kandydata jednak się nie kwapi. - Ten kandydat jest potrzebny tak naprawdę około przyszłego wtorku, kiedy będziemy przygotowywać posiedzenie Sejmu. Jest jeszcze trochę czasu i odpowiednią kandydaturę można spokojnie przygotować. To, że będzie kandydat, wcale nie znaczy, iż zostanie wybrany... - Trzeba to sprawdzić wcześniej, w trakcie konsultacji parlamentarnych w Konwencie Seniorów. Ale jeśli porozumienia nie będzie, to - jak mówi Jarosław Kaczyński - czekają nas przedterminowe wybory. - Nie ma żadnej konieczności wyborczej. Do zmiany marszałka gwarantuję premierowi jak najlepszą współpracę z rządem. Możemy sobie wyobrazić sytuację, że PiS nie przedstawia kandydata, Pan z poczucia obowiązku zostaje na stanowisku, mamy więc wilka sytego i owcę całą... - To nie byłaby dobra sytuacja. Premier ma oczywiste prawo, żeby na czele izby, jako gwarant współpracy rządu i parlamentu, stał polityk z jego partii. Będzie Pan dalej rozmawiał z Jarosławem Kaczyńskim? - Za każdym razem, kiedy to będzie potrzebne. Między nami, jak sądzę, nie ma żadnego osobistego konfliktu. Cenię premiera i uważam, że warto wspierać wiele jego działań. Różnice między nami dotyczą działalności i polityki partii. Czy te różnice są przeszkodą, by pozostał Pan w klubie parlamentarnym Prawa i Sprawiedliwości? - Mam duży sentyment do klubu i kolegów. Jednak pozostanie w klubie byłoby połowicznym rozwiązaniem. Dalszą działalność polityczną chcę prowadzić samodzielnie. Będziemy mieli wkrótce nowy klub parlamentarny? - Nurt katolicko-konserwatywny w polityce polskiej musi mieć mocny wyraz. Do tej pory działał w ramach Prawa i Sprawiedliwości. Ostatnie wydarzenia pokazały, że dotychczasowe bezwarunkowe poparcie konserwatywne dla polityki Jarosława Kaczyńskiego musi stać się warunkowe. Kwestie organizacyjne to rzecz dalsza. Dziękuję za rozmowę.,"Nasz Dziennik" 2007-04-18
Autor: ea