Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sztuka z góralskim genem

Treść

Pół artystycznego Zakopanego i pół Nowego Targu spotkało się w Galerii MBWA "Jatki" na tym wernisażu. Nazwisko Trebuniów-Tutków przyciąga i dużo obiecuje. Jeszcze inna sprawa to koligacje rodzinne oraz przyjacielskie. A tych mają Trebunie wiele. Nie wiadomo, co bardziej przyciągnęło ludzi do galerii - malarstwo, tkanina, grafika czy muzyka. Na takie otwarcie Władysław Trebunia z córką Anią Trebunią-Wyrostek nie mogli przyjechać inaczej niż ze swoim "muzyckim sprzętem". Notabene, ojciec - świeżo po nagraniach z Jamajczykami. No i rozległa się nuta, która pobrzmiewa we wszystkim, co wychodzi spod ich rąk, bo jest góralska; bo choć ze skalnej ziemi wykrzesana - ku niebu ucieka. - Czterech nas było braci i wszyscy grali... - tłumaczył Władysław Trebunia, a wcale nie musiał, bo o tej rodzinie na Podhalu głośno i że talent mają w genach - też wiadomo. Choć głowa rodziny w szerokim świecie bywała, w całej podhalańskiej, podtatrzańskiej dziedzinie mieszka bardziej niż kto inny - przez zaprojektowane witraże i kościelne wnętrza, przez malowidła ścienne i polichromie, przez ilustracje do książek obecnych w każdym domu; przez specyficzny, ciepły koloryt swoich obrazów, przez kunsztowne malunki na szkle, wreszcie przez wełnę swoich gobelinów. Multiinstrumentalista i artysta z Białego Dunajca podczas studiów w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych związał się na krótko z malarską pracownią Hanny Rudzkiej-Cybisowej, lecz - jako góral z praktycznym zmysłem - porzucił ją dla tkaniny. Traf chciał, że umiejętności zdobyte w tej dziedzinie potrzebne mu były najkrócej. Ale pozostał artystą wszechstronnym, dopracował się własnego stylu. Artysta - człowiek - natura - sztuka - na tej osi zbudowane są wszystkie elementy twórczości Władysława - napisał Jerzy Skrobot. Nie ma tu miejsca na skomplikowane tezy filozoficzne, na formalne eksperymenty czy malarskie dywagacje egzystencjalne. Stałym punktem twórczości Trebuni są bowiem góry i tradycja kultury góralskiego ludu. To jest matecznik i owo góralskie "hań", według wskazówek którego - jak według wskazówek kompasu - podąża artysta. A że talent do artystycznych zajęć miał wrodzony - dowiodła szefowa "Jatek", Ania Dziubas, pożyczając od krewnych dwa piękne, pastelą malowane portrety ciotek, kuzynek Władysława. Dzieła w drewniane ramy oprawione powstały jeszcze w jego szkolnych latach. Barwnie i szeroko opowiadał artysta przy wernisażu o swoim życiu i tworzeniu, m.in. o braku zrozumienia górali dla abstrakcji, nawet o kurialnej komisji, zatwierdzającej każdy projekt związany z obiektem sakralnym. Jego latorośl, Anna Trebunia też co prawda poznała tajniki tkaniny unikatowej, kształcąc się w zakopiańskim Technikum Tkactwa Artystycznego, ale potem wybrała wydział grafiki krakowskiej ASP. Zajmuje się linorytem, wklęsłodrukiem, fotografią, a z naturą zrośnięta jest nie mniej od ojca. Ze zjawisk w przyrodzie, z bliskiego pejzażu płyną inspiracje dla jej twórczości. Ponieważ spotkała się kiedyś z opinią, że jej grafiki są "smutne", wprowadza do nich barwny kontrapunkt. A w jej malowanym olejem na płótnie pejzażu wiele się dzieje przez grę świateł i barwnych plam. Plastyczną wystawę Trebuniów niektórzy już zobaczyli, a kto przed świętami nie oglądnie - najlepiej przy dźwiękach ich muzyki - może żałować. (ASZ) Zdjęcia: Anna Szopińska "Dziennik Polski" 2007-12-12

Autor: wa