Zapatrzyli się na Giewont
Treść
Gdy ks. Hubert Kasztelan dowiedział się, że krzyż na Giewoncie jest znacznie niższy niż sobie wyobrażał, poprosił wykonawców z Zakopanego, aby krzyż na Czarnej Górze miał przynajmniej 20 m wysokości, upamiętniając w ten sposób 20 wieków chrześcijaństwa. Odpowiednio proporcjonalnie zrobiono ramiona, tudzież przęsła idące od dołu. - Wszystko zaczęło się od spotkania przedstawicieli samorządów z Podhala i Spisza na zamku w Niedzicy, na którym byli też obecni proboszczowie okolicznych parafii - wspomina zamysł budowy krzyża milenijnego na Czarnej Górze Jan Budz, prezes Związku Polskiego Spisza. - Ówczesny poseł Franciszek Adamczyk z Orawy zaapelował, że zbliża się rok 2000 i wypadałoby uczcić drugie milenium chrześcijaństwa jakimś symbolicznym gestem. Zapytałem wtedy ks. Huberta Kasztelana, proboszcza w Czarnej Górze, czy można by u nas postawić krzyż milenijny. Ksiądz Hubert przytaknął... Początkowo krzyż miał być zrobiony z aluminium, w końcu zrobiony został na wzór krzyża z Giewontu, bowiem wykonawcy - Władysław i Janusz Makowscy - dysponowali kopią projektu tego krzyża. Pierwszy wkład finansowy przekazał ks. Hubert, miejscowi gospodarze ofiarowali grunt pod krzyż, a wiele osób ze Spisza i sąsiedniego Podhala wsparło budowę materialnie, zwłaszcza Polonia ze Stanów Zjednoczonych. Ks. Hubert wydał z tej okazji nietuzinkowe cegiełki, które cieszyły się sporym powodzeniem. Na szczycie Czarnej Góry wykonano najpierw głęboki wykop, potem uzbrojono fundament i skręcano elementy krzyża taką samą metodą nitowania, jak na Giewoncie. Swoją pracę najlepiej jak potrafili wykonali czarnogórscy kamieniarze i cieśle. Na samą górę można dojechać samochodem, bo drogę wyżwirowano i wielu ludzi - także z Czarnej Góry - podczas uroczystości jego poświęcenia pierwszy raz zobaczyło tak wspaniałą panoramę na Tatry, Babią Górę, pasmo Gorców, Trzy Korony w Pieninach. - Miejsce to jest szczególne - mówi Jan Budz. - W Czarnej Górze (Zagórą) mamy cystersów, ks. Hubert Kasztelan jest cystersem, dlatego też z Jędrzejowa sprowadzone zostały relikwie krzyża świętego, którymi bp Jan Szkodoń dotykał jego podstawy. Dzień poświęcenia pozostawił niezapomniane wrażenia - mszę koncelebrowało kilkunastu księży, były muzyki góralskie i orkiestra dęta z Jurgowa, a także liczne poczty sztandarowe organizacji regionalnych i strażackich. Teraz ludzie przychodzą, dotykają te uświęcone miejsca, klękają, żegnają się i modlą. Można powiedzieć, że krzyż - podobnie jak ten na Giewoncie - stał się dla wielu atrakcją turystyczną. Ks. Hubert Kasztelan wykupił grunt wokół krzyża, organizuje tu pasterki. Już nie tylko szybownicy ciągną na tę górę - tradycje w tej dyscyplinie są duże, bowiem tutaj w 1923 r. odbyły się pierwsze krajowe zawody szybowcowe; obecnie upatrzyli je sobie miłośnicy innego latania: modeli samolotów zdalnie sterowanych. Góra podobnie jak Giewont dominuje nad doliną Białki, a od strony wsi ucięta jest prawie pionową ścianą 250 m wysokości. Na jej wierzchołek można wjechać samochodem, na Giewont nie, taka to różnica. Z miejscem tym wiąże się jeszcze jedno ciekawe zdarzenie. - Po poświęceniu sanktuarium w Łagiewnikach, kiedy nad Tatrami i Zakopanem przelatywał papież, kierując się w stronę Ludźmierza - wspomina Jan Budz - na górze zebrało się dużo ludzi. Rozpalili watrę i tak bardzo chcieli, by ich zauważył, że poznosili siano, polewali go olejem rzepakowym, żeby więcej było dymu. Kiedy Ojciec Święty zmarł, pod krzyżem odbył się uroczysty apel jasnogórski. Ludzie z całej okolicy są dumni z tego krzyża. Ze szczytu patrzą w kierunku Giewontu, bratniego krzyża, a niektórzy szukają także wzrokiem krzyża na szaflarskim wzgórzu Ranisbergu, który stoi od 1914 r. i również w 2000 r. został odnowiony. - Pamiętam z dzieciństwa, kiedy w szkole był konkurs na rysunek pokazujący rzeczy godne podziwu w naszej wsi - wspomina Jan Budz. - Nie mieliśmy specjalnie co narysować, więc na moim rysunku znalazł się most, a dziś mamy krzyż, który jest atrakcją turystyczną i zgodny z naszą wiarą. Miejsce na szczycie Czarnej Góry już wcześniej upatrzyły sobie grupy oazowe, które stawiały tu dość wysokie brzozowe krzyże dobrze widoczne od strony drogi w Białce Tatrzańskiej. Poniżej szczytu, w miejscu widokowym na Tatry i dolinę Białki, znajduje się mała, drewniana kapliczka, jak przypuszcza się, jest pamiątką po grupach oazowych. Obok kapliczki proste ławeczki, miejsce wymarzone do kontemplacji. Od niepamiętnych czasów w Zielone Świątki po okolicznych wierchach spiskich i podhalańskich zapala się watry. W 1998 r., w Roku Ducha Świętego, młodzież odnowiła tę tradycję. W tym roku - po raz pierwszy - przyszli pod krzyż z pochodniami młodzi ludzie, zapalono watrę i modlono się o dary Ducha Świętego, a także o rychłą beatyfikację Jana Pawła II. Miejsce to stało się szczególnym, uświęconym - potwierdza mój rozmówca. Zapatrzyli się na oddalony Giewont, teraz mają swój. Tekst i fot.: RYSZARD M. REMISZEWSKI, "Dziennik Polski" 2006-11-10
Autor: ea