Zawodnik, działacz, patriota
Treść
W tym roku LKS Poroniec Poronin obchodzi 60. rocznicę swojego powstania. Z tej okazji przedstawiamy sylwetkę Józefa Borgosza, jedną z najbardziej znaczących postaci tego klubu, wieloletniego prezesa, a obecnie prezesa honorowego. Józef Borgosz urodził się w 1925 r. w Sułkowicach, k. Andrychowa. Jego ojciec Franciszek był przedwojennym przedsiębiorcą w branży drzewnej - "tartacznikiem", jak się wtedy mówiło. Nadarzyła się okazja do rozwoju przedsiębiorstwa właśnie na Podhalu, gdzie rodzina Borgoszów przeniosła się w 1937 r. Do sportu ciągnęło go od najmłodszych lat. Prawdziwa przygoda rozpoczęła się jednak w wieku 12 lat, gdy rozpoczął naukę w zakopiańskim Gimnazjum Kupieckim, tzw. Szarotce. Spotkał tam grono uzdolnionych sportowo i zapalonych do uprawiania narciarstwa kolegów. Jako harcerz ćwiczył biegi zjazdy i skoki na nartach oraz startował w zawodach rozgrywanych na Antałówce w Zakopanem czy na Galicowej Grapie w Poroninie. Swoją kondycję fizyczną przygotowywał w sposób nietypowy dla dzisiejszych sportowców. Codziennie pieszo lub na rowerze przemierzał trasę 20 km z Kośnych Hamrów, gdzie wówczas mieszkał, do Zakopanego i z powrotem. Fascynacja sportem pogłębiła się w 1939 r., kiedy to w Zakopanem rozgrywane były mistrzostwa świata w narciarstwie. Zachwyt budziły w młodym człowieku nie tylko zmagania tytanów ówczesnego narciarstwa, ale także otoczka towarzysząca już wówczas światowym wydarzeniom sportowym. Niestety, okres okupacji zabrał Józefowi Borgoszowi najpiękniejsze lata. Na nic jednak zdały się zakazy i obostrzone przepisy wojennych lat, młodzi ludzie przy wsparciu wspaniałych nauczycieli nadal uprawiali sport, a nawet organizowali zawody. - Z tego okresu najbardziej zapamiętałem swój udział w meczu piłki nożnej pomiędzy "handlówką", do której wówczas chodziłem, i "budowlanką", rozegrany 3 maja 1942 r. na stadionie przy ul. Orkana, którego byłem współinicjatorem - wspomina Józef Borgosz. - Niestety, mecz nie został dokończony. Uczestnicy zostali aresztowani i zatrzymani przez gestapo, wprawdzie tylko na 24 godziny, jednak zawieszeni w prawach ucznia. Po wielokrotnych przesłuchaniach na gestapo, dzięki wstawiennictwu i interwencji nauczycielki języka niemieckiego pani Sapoty, uczestnicy meczu po miesiącu zostali "odwieszeni" i szczęśliwie ukończyli rok szkolny. Józef Borgosz w latach 1942-44 uczęszczał do Liceum Melioracyjnego w Nowym Targu. Nauka chroniła wówczas młodych ludzi przed wywózkami na przymusowe roboty do Niemiec. Józef Borgosz, jak tysiące młodych dziewcząt i chłopców, działał również w ruchu oporu. Był członkiem oddziału Związku Walki Zbrojnej, a później oddziału dywersyjnego Armii Krajowej "Ciupaga", wchodzącego w skład 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK. Nadal jest aktywnym członkiem Światowego Związku Żołnierzy AK. Koszmar wojny skończył się w 1945 r. Józef Borgosz, po maturze, w wieku 20 lat wstąpił na Wydział Rolniczo-Leśny Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Tu spotkał kolegów z okresu wspólnych treningów i zawodów sportowych. Będąc wiernym swojej pasji, podhalańscy przedwojenni sportowcy reaktywowali na UJ sekcję narciarską AZS. - Chodziliśmy do YMCA na pływanie, na kajaki na przystań przy ul. Kościuszki, na treningi lekkoatletyczne na stadion Cracovii. Później przyszły starty w zawodach. Były to zazwyczaj Akademickie Mistrzostwa Polski w różnych dyscyplinach, m.in. w kajakarstwie na Malcie w Poznaniu - wspomina pan Józef. Każdy ambitny sportowiec marzy o tym, aby wystąpić w reprezentacji Polski z białym orłem na piersi. Ten zaszczyt reprezentowania Polski spotkał Józefa Borgosza na Akademickich Mistrzostwach Świata w 1949 r. w Spindlerowym Młynie w Czechosłowacji. Najmilej wspomina akademickie mistrzostwo Polski sztafety AZS Zakopane i brązowy medal w biegu indywidualnym na 16 km. Z narciarskimi zawodami wiążą się zabawne anegdoty, m.in. ta o niesubordynacji na MP w Szczyrku w 1953 r., dzięki której zdobył brązowy medal. - W trakcie mistrzostw zmarł Józef Stalin. Organizatorzy wymyślili apel ku czci zmarłego. Naszej akademickiej grupie jakoś udało się wymigać od tej uroczystości. Tymczasem warunki atmosferyczne zmieniły się diametralnie i my zdążyliśmy przesmarować narty, a inni nie. Biegło nam się świetnie, rywale mieli problemy na podbiegach. Tak dzięki generalissimusowi zdobyłem medal MP - śmieje się pan Józef. Ale to nie był przypadek, bowiem Józef Borgosz należał wówczas do krajowej czołówki narciarzy biegaczy. Działalność sportowa ówczesnych zawodników nie ograniczała się tylko do jednej dyscypliny. Był także czynnym zawodnikiem sekcji piłki nożnej AZS Zakopane - aż do 1954 r. Wtedy to Józef Borgosz zakończył czynną karierę zawodniczą, ale nie zerwał ze sportem. Ukończył kurs instruktorów GKKF, bardzo pomocny w późniejszej pracy szkoleniowej i organizacyjnej. Został trenerem i działaczem sportowym, ale już pod innymi barwami - w LZS Poroniec Poronin. W 1957 r. LZS został przekształcony na LKS Poroniec, a pan Józef został najpierw sekretarzem klubu, a później prezesem. Pełnił tę funkcję nieprzerwanie do 1987 r., kiedy to złożył rezygnację, chcąc dać szansę młodym działaczom. Okres prezesury Józefa Borgosza to czas dużych sukcesów sportowych i tworzenia warunków do prawidłowej działalności sportowej w Porońcu. Kto ze starszych kibiców nie pamięta sióstr Majerczyk, znakomitych biegaczek narciarskich, które wsławiły się tym, że w rodzinnym składzie zdobyły mistrzostwo Polski w biegu sztafetowym. Wówczas w klubie brylowało narciarstwo klasyczne. Byli biegacze, skoczkowie i kombinatorzy norwescy - medaliści mistrzostw Polski, reprezentanci na MŚ i igrzyska olimpijskie. Przez krótki okres funkcjonowała też sekcja narciarstwa alpejskiego. Ważna dla miejscowej społeczności była też sekcja piłki nożnej. Józef Borgosz swoją sportową pasję realizował w połączeniu z działalnością zawodową. Był bowiem inżynierem meliorantem, odpowiedzialnym za wiele przedsięwzięć w tym zakresie na Podhalu, m.in. jego dziełem jest regulacja rzeki Poroniec, nad którą onegdaj zbudował swoją siedzibę. - Lubiłem swoją pracę i oddawałem się jej bez reszty - mówi Józef Borgosz. - Zawsze pierwsze kroki po pracy kierowałem do siedziby klubu. Później tłumaczyłem się w domu, że przeciągnęły się moje obowiązki zawodowe. Żona i dzieci przyjmowały to ze zrozumieniem, chociaż wszyscy zdawali sobie sprawę, że dopuszczam się małych kłamstewek. Nikt i nic nie mogło mi wyperswadować mojej sportowej pasji, której wierny jestem do dziś. Mimo sędziwego wieku, pan Józef jest na wszystkich ważniejszych zawodach, jakie odbywają się na Podhalu, co więcej, jeździ nawet po podhalańskich wioskach na mecze trampkarzy swojego ukochanego klubu Poroniec Poronin. Tak zaangażowanego działacza i kibica, w najlepszym starym przedwojennym stylu, może pozazdrościć Porońcowi każdy klub. To przykład godny naśladowania dla współczesnych sportowców i działaczy. Tekst i fot. ZDZISłAW KARAŚ "Dziennik Polski" 2007-09-13
Autor: wa